Nie wszystko joga
W części internetowej macierzy, zdefiniowanej przez algorytmy, sortujące moją aktywność w sieci na pochłaniającą mnie bez reszty, częstą i marginalną, pojawiają się treści związane właściwie jedynie z jogą, treningiem uważności, fizjoterapią i (w ostatnim czasie) wyprawką dla pierwszoklasisty.
Obok różowych tornistrów wyświetlają mi się w związku z tym profile nauczycieli jogi, filozofów, osób, prowadzących zajęcia online, trenerów oddechu, coachów uważności i terapeutów, mających na celu uczynić ludzi niezależnymi i szczęśliwymi.
W moim Internecie obok wpisów wartościowych, których autorzy dzielą się swoimi doświadczeniami, pełno jest materiałów o ludziach, którzy zmienili swoje życie, myśląc wyłącznie pozytywnie, zerwali stare, toksyczne kontakty i zawarli nowe, oderwali się od rodziny, rzucili pracę i zaczęli opłacać rachunki pieniędzmi, które wizualizowali sobie przy pełni księżyca, albo zamieszkali w jaskini w Indiach, rezygnując z cierpień ale i wygód tego świata.
Możliwe, że to po prostu piękne ludzkie historie. Jednak we mnie zapala się lampka ostrzegawcza. Zwłaszcza, gdy pod historią można znaleźć link do szkolenia, sklepu z terapiami online itp.
Natura wyposażyła mnie w sporą dozę sceptycyzmu, co sprawia, że trudno mi uwierzyć w obietnice nieugruntowane w nauce i wyliczeniach. To może się wydawać dość sprzeczne z uduchowioną z założenia naturą joginki, ale pozwala mi dość biernie obserwować ten wrzący tygiel ofert, gotowanych na prędce po to, by zarobić na naszej naturalnej potrzebie przynależności i samorealizacji.
Choć nie zawsze sobie to uświadamiamy, poza jedzeniem, oddychaniem i bezpiecznym dachem nad głową, potrzebujemy czuć się częścią jakiejś społeczności i na tle tej społeczności chcemy się realizować.
Kłopot w tym, że trudno jest identyfikować się z jakąkolwiek społecznością, nie budując trwałych relacji. Te zaś często są zagrożone przez nasz dzisiejszy styl życia.
Z rodziną widujemy się w święta. Imieniny cioci odeszły do lamusa i znamy je tylko z piosenki. Dla przyjaciół znajdujemy czas rzadko i to pod warunkiem, że nie mamy małych dzieci. Częściej widujemy kolegów z pracy, szefa czy dostawcę pizzy. Zapracowani, zabiegani, popędzani terminami, płatnościami, listami sprawunków do odhaczenia, mieszkający daleko od siebie, od własnego brata, siostry, czy rodziców możemy liczyć jedynie na siebie. W świecie coraz gęściej zaludnionym, stajemy się coraz bardziej samotni.
Samotność ta ma zupełnie inny wymiar niż samotność wędrowca, poszukującego swojego miejsca. To samotność człowieka, który zapomniał, że potrzebuje swojego miejsca i spokoju. Zapomniał, że potrzebuje bliskości, dotyku, rozmowy. Frustruje go nawet czasem, że rzadko odwiedza starzejącą się matkę, ale nie ma na to czasu, bo przecież musi być w pracy, dzięki której utrzymuje rodzinę, dla której swoją drogą też ma niezbyt wiele czasu.
W takim błędnym kole można biec latami i jak chomik w karuzeli nie zauważać, że biegnie się ku niczemu i to w pojedynkę.
I wtedy czasem ktoś wbija kij w szprychy naszego błędnego koła, wołając: „Hej, człowieku! Zatrzymaj się! Nie musisz tak żyć. Możesz być, kim tylko chcesz! Nie musisz być zmęczony, obolały i smutny. Jeśli tylko naprawdę zechcesz, możesz być zawsze pełen energii i radości”
Frustracja czyni nas dość podatnymi na takie nawoływanie. Chcemy wierzyć, że ktoś nas rozumie, że przeżył podobnie. Cieszy nas, że nagle możemy wziąć we własne ręce życie, które dotychczas bezsensownie przepływało nam między palcami. Dociera do nas, że nie udawało nam się dotychczas nie dlatego, że jesteśmy nieudolni, a jedynie negatywnie nastawieni. Dociera do nas, że przynajmniej częściowo winę za to ponoszą nasi rodzice, którzy nas nieodpowiednio traktowali, nasi znajomi, którzy zabierali nam cenny czas na bezcelowe rozmowy, a czasem zarażali swoim pesymizmem czy wątpliwościami. Tymczasem w życiu szkoda czasu na wątpliwości. Trzeba zacząć oddychać pełną piersią, być sobą, realizować marzenia, żyć pasją, słuchać serca, wierzyć w siebie i cieszyć, nader wszystko cieszyć!
Kto z nas tak nie chce? Jaka to obiecująca perspektywa! Zmienić szare, pospolite życie, nieudane dzieciństwo, kiepską pracę niezgodną z kierunkiem studiów, nudnych znajomych, z którymi dawno i tak nigdzie się nie było, na coś wyjątkowego, niepowtarzalnego i uwalniającego? I jeszcze zrobić to, zbierając oklaski od ludzi, którym udało się zrobić to samo. Stać się jednym z nich. Spełnionych ludzi sukcesu.
Człowiek sfrustrowany pozorną nijakością dnia codziennego może chcieć się skusić. Zamknięty w czterech ścianach sypialni, którą opuszcza na czas pracy i szybkiej kolacji na mieście, nie ma wiele do stracenia.
Niby ma go to kosztować sporo wyrzeczeń. Pracę trzeba byłoby rzucić na przykład, może otoczenie, otworzyć własny biznes, ponieść koszty szkoleń, ale przecież to oczywiste kroki do samorozwoju.
Tylu szczęściarzom się udało.
A mi się zapala czerwone światło. I wątpliwości zamiast ustępować wzbierają.
Niektóre z tych obietnic faktycznie po części utkane są z wschodniej myśli filozoficznej i osnowę mają całkiem słuszną.
Nasze życie naprawdę może się diametralnie zmienić dzięki praktyce uważności, medytacji, jodze, pracy z ciałem, głosem, emocjami, traumami. Naprawdę możemy odnaleźć siebie, wrócić do marzeń, do . Naprawdę możemy wyjść z błędnego koła frustracji i samotności.
Jednak nigdy zbyt łatwo ani zbyt szybko. Ani też wcale niekoniecznie dużym kosztem.
Prawdziwa joga nie obiecuje nigdy niczego. Nie oczekuje też wielkich poświęceń ani przewrotów. Nie każe odcinać się od zwykłego życia, rodziny, znajomych ani pracy. Prawdziwa joga uczy nas małych kroków.
I taka joga nie krzyczy do nas w sieci, nie kłuje w oczy głośnymi zaproszeniami. Nie wyskakuje w okienku pop-up z linkiem do warsztatów, prowadzonych przez guru spowitego w białe szaty, przemawiającego pośród tysiąca świec i kadzideł.
Prawdziwa joga woła po cichu.
Uważaj w sieci. Nie wszystko to joga.
Jak rozpoznać, co jest jogą?
Zrób następujące ćwiczenie.
Wyłącz telefon. Usiądź wygodnie. Połącz dłonie i zacznij je pocierać energicznie jedna o drugą, generując ciepło. Zamknij oczy. Na przymrużone delikatnie powieki połóż gorące opuszki palców. Rozluźnij brzuch i weź przeciągły wdech, poczuj, że brzuch nadyma się jak balon. Skup się, by wdech najpierw unosił brzuch, a dopiero potem klatkę piersiową. Policz długość wdechu i wydechu, po czym stopniowo wydłużaj ten krótszy tak, by po kilku cyklach miały jednakową długość. Utrzymuj te długości, nie otwierając oczu. Zrób w ten sposób jeszcze dziesięć oddechów, po czym powoli pozwól opuszkom palców przejść na skronie. Zastanów się, jak się czujesz, wiedząc, że nie ma prawidłowej odpowiedzi.
To właśnie jest joga, która stopniowo krok po kroku zaprowadzi Cię do wielkich przemian.