Wyślij ich na jogę
„Wyślijcie ich na jogę” – powtarza moja nastoletnia córka swoim znajomym, kiedy narzekają na relacje ze swoimi rodzicami. Uśmiecham się pod nosem, bo czasem sama chętnie powiedziałabym moim znajomym, narzekającym na relacje ze swoimi dziećmi: „Chodźcie na jogę!”
Nie mówię jednak. Pamiętam sama, jak bardzo nie chciałam. A regularnie i bardzo dobitnie mówiła mi to moja fizjoterapeutka. Miałam trzydzieści lat i ból podobny do rwy kulszowej, uniemożliwiający prowadzenie auta dłużej niż kwadrans.
Byłam aktywna sportowo, uprawiałam wspinaczkę, pole dance, nurkowanie, biegałam maratony, miałam dobrego trenera i pójście na jogę kojarzyło mi się z nudą, stagnacją, sportową emeryturą. Powtarzałam, że żywcem mnie na żadną jogę nikt nie zaciągnie.
I nie zaciągnął. Sama poszłam, bo ból odebrał mi całą radość z ruchu, którym żyłam od zawsze.
Ćwiczenia okazały się nawet przyjemne. Jedynie relaks po nich wydał mi się całkowitą stratą cennego czasu. Przez kilka pierwszych zajęć, kiedy wszyscy, założywszy skarpetki, szykowali się do leżakowania, ja zabierałam matę w kąt i po cichutku robiłam brzuszki. Bardzo mnie cieszyła ta moja osobista optymalizacja czasu, dzięki której nie zrezygnowałam na samym początku.
Kiedy zaś pierwszy raz spróbowałam położyć się jednak w bezruchu, natychmiast włączyły się wszystkie zmysły. Słyszałam muchę pod sufitem i, doprowadzające mnie do szału, chrapanie na sali. Zaczęła mnie swędzieć skóra. Nogi stały się niespokojne i gotowe do ucieczki. Kątem przymrużonego oka zerkałam na zegar na ścianie. Czas stał w miejscu.
Przyzwyczajeni do codziennego pośpiechu, nie umiemy zwolnić. Narzekamy, że ciągle biegniemy, że czasu za mało. Chcielibyśmy móc go kontrolować, popędzić, cofnąć, zatrzymać. Zapominamy, że zatrzymać możemy jedynie siebie.
Zatrzymanie wprawia nas bowiem w zakłopotanie. Zupełnie jak cisza, o której mawiamy, że jest niezręczna.
Tymczasem regularna praktyka jogi oswaja ten bezruch. Pozwala nam się w nim rozgościć i poczuć jak w domu. Otula nas potem ciszą jak ciepłym kocem w środku listopadowej nocy.
Wszystkie głosy nagle powoli milkną. Nie tylko te, dochodzące z zewnątrz. Ból milknie. Nie tylko ten w nodze. Nie tylko ten w plecach. Gdzieś głębiej.
Milkną wewnętrzne rozmowy o niezadowoleniu z siebie. Milknie bijące w pierś poczucie winy. Milknie zawodzące przekonanie o bezsilności. Milkną najkrzykliwsze wobec siebie oczekiwania, ale i najciszej wyszeptane o innych oceny.
Zmieniamy się? Nie.
Odkrywamy jedynie, kim zawsze byliśmy.
I to właśnie jest joga. To taki szlak, na który wchodzimy, bo stoi przy nim drogowskaz: „Do życia bez bólu pleców i rwy kulszowej”, „Ku przespanej nocy” albo: „Do szpagatu tędy”. To taka ścieżka, która, niezależnie w jakim celu się na niej znaleźliśmy, zawsze zawiedzie nas prosto do siebie.
Dzięki jodze faktycznie pozbyłam się fizycznego bólu, ale pozbyłam się też wielu przekonań, które miałam na temat siebie i otaczającego świata. Znalazłam spokój. Oduczyłam się wielu wyuczonych wcześniej ról i kwestii, i tym samym odzyskałam spokój.
Nie przestaje mnie to fascynować, że poprzez fizyczną praktykę na macie połączoną z uważną obserwacją siebie pomiędzy ruchem a bezruchem, możemy utorować sobie drogę ku zupełnie nowej jakości życia.
Moja starsza córka widzi, jak ta sama mama, którą dziesięć lat temu z równowagi wyprowadzało niemalże wszystko, która w swoim perfekcjonizmie usiłowała kontrolować wszystko i wszystkich i która w świecie widziała tylko problemy, które koniecznie musiała naprawić, dzisiaj traci równowagę, co najwyżej stając na rękach, kontroluje jedynie oddech, gdy skupiona na czymś odkrywa, że spłycił się i zanika, problemów nie widzi. Nauczyła się, że ich nie ma. W życiu są albo sprawy do załatwienia, albo sprawy, których załatwić się nie da. O tych ostatnich naprawdę możemy nie myśleć. Myślenie nie naprawi świata .
W oczach moich bliskich joga zmieniła mnie całkowicie i tylko ja wiem, że to nie ja się zmieniłam, a moje podejście do siebie, do świata, do ludzi. Zmienił się sposób na życie. Zmieniła się droga.
Z tej drogi zbacza niewielu. Bo to droga, która łączy więcej niż punkt A z punktem B. Łączy nas z chwilą, w której jesteśmy. Z prawdą o sobie. Z ludźmi nas łączy. Z przyrodą wokół.
Jeśli kiedyś poczujesz, że jakoś Ci w wielkim świecie samotnie i pusto, albo że niewygodnie Ci w swojej skórze, że życie Cię wkurza, że irytują ludzie, mąż, żona, teściowa i dzieci, pójdź sprawdzić tę jogę. Albo weź koc i wpadnij chociaż poczytać.